środa, 26 sierpnia 2015

Prosto z półki: Crazy Town - Darkhorse (2002)

Crazy Town - Darkhorse

Data wydania: 12.11.2002
Gatunek: rap rock/nu-metal
Kraj: USA

Tracklista:
01. Decorated
02. Hurt You So Bad
03. Drowning
04. Change
05. Candy Coated
06. Waste of My Time
07. Sorry
08. Battle Cry
09. Take It to the Bridge
10. Skulls and Stars
11. Beautiful

Skład:
Bret Mazur – wokal, klawisze
Shifty Shellshock – wokal
Kraig Tyler - gitara, chórki
Anthony Valli – gitara
Doug Miller – gitara basowa
Kyle Hollinger - perkusja
DJ Adam Goldstein - turntables

Po tym jak jako nastolatek zajarałem się albumem "The Gift Of Game" naturalną koleją rzeczy było sięgnięcie po drugie wydawnictwo Crazy Town, prawda? Otóż nie bardzo. Po trzech latach od premiery debiutu tej formacji znudziłem się takim graniem, a może trochę z niego wyrosłem. W każdym razie "Darkhorse" trafił do sklepów w listopadzie 2002 roku, a telewizje muzyczne zaczęły bombardować nastolatków nowymi klipami od Crazy Town (tak, wtedy jeszcze można było obejrzeć klipy na Mtv).


"Darkhorse" w dużym stopniu różni się od debiutu. "The Gift Of Game" bazował na kilku hiciorach, które były w nieskończoność wałkowane w muzycznych telewizjach, ale to posiadał też sporo naprawdę słabych wypełniaczy. A te odrzucały od obcowania z pełnym materiałem, który składa się na debiut Crazy Town. Z drugim wydawnictwem tej formacji jest inaczej. Tutaj zawartość jest bardziej spójna i naprawdę mało jest tu kompozycji, do których można by się przyczepić. Już początek wydawnictwa jest obiecujący. Zaczyna się od wpadającego w ucho "Decorated", a później poziom nie spada, bo "Hurt You So Bad" to prawdziwy hicior. Godny następca "Butterfly", który jednak z niewiadomych przyczyn kompletnie zawiódł jako singiel. Kawałek jest bardzo gitarowy i zdecydowanie można tu wyczuć to nu-metalowe zacięcie. Utwór może się też pochwalić gitarową solówką, a przecież w nu-metalu nie ma miejsca na solówki. Zdecydowanie "Hurt You So Bad" to jedna z najlepszych kompozycji na "Darkhorse".


Poziom jeszcze rośnie przy okazji "Drowning", który jest przebija swojego poprzednika. Tutaj muzycy zaczynają z grubej rury, od razu siepią gitarami, żeby po tym mocny wprowadzeniu zwolnić tempo i złagodzić brzmienie. Ale tylko po to, żeby w refrenie znowu uderzyć ze zdwojoną mocą. A te jest dość prostacki, bo w większości stanowi go powtarzana kwestia "Am I drowning", ale wpada w ucho. Następujący po "Drowning" kawałek "Change" może się kojarzyć z "Revolving Door". Tutaj też mamy spokojną gitarę pykającą za rapem Shifty'ego. A dopiero w refrenie pojawia się mocniejsze uderzenie. Aż dziwne, że do tego kawałka muzycy nie zdecydowali się nakręcić klipu, bo to przebój, który w 2002 roku mógł podbijać listy przebojów. Spadek formy następuje dopiero przy kawałku "Candy-Coated", który nie ma w sobie absolutnie nic poza wpadającym w ucho refrenem. Rapowane zwrotki Shifty'ego są nudne jak flaki, a towarzyszy nijaka muzyka. Odrobinę lepiej wypada "Waste of My Time", ale tutaj jest odwrotna sytuacja. Zwrotki dają radę, a refren to jakaś pomyłka.


Po tych dwóch nijakich kawałkach następuje czas na obowiązkową balladę...naprawdę? Tak, balladę. No może nie jest ona obowiązkowa, bo przecież te wydawnictwa wrzucane do worka "nu-metal" rządziły się własnymi prawami. W każdym razie kawałek "Sorry" jest łzawy, smutny i nudny zarazem. Na domiar złego kończy go jakiś sampel, którego nie powstydziłby się hip-hopowy kolektyw. "Battle Cry"znowu ratuje sytuację, może nie jest to hicior godny trzech pierwszych kompozycji na tym wydawnictwie, ale na tle swoich poprzedników wypada naprawdę dobrze. Główny trzon tego numeru stanowią ostre gitary, a nie jakieś tam sztuczne ozdobniki, których pełno w "Candy-Coated". Tutaj wszystko jest dobre, bo ciężkie. Kawałek swoją konstrukcją przypomina kompozycje Body Count. Na duży plus wypada też utwór "Take It To The Bridge". Zwrotki zdominowane są przez gitarę basową, a refren to prawdziwa nu-metalowa dzicz. Takich kompozycji brakowało na spokojnym "The Gift Of Game". "Skulls And Stars" to kolejna kompozycja w stylu "Revolving Door". Spokojny numer, w którym refren stanowi najmocniejszy punkt. Gdyby nie ten wpadający w ucho refren to mogłoby nie być tego kawałka. Nijako wypada spokojny numer "Beautiful". Nie ma tutaj niczego, przy czym można by przystać chociaż na chwilę. Nudne zwrotki, nudna muzyka i godny tych dwóch elementów refren. Na mojej wersji płyty ta kompozycja jest ostatnia.

Ogólnie "Darkhorse" jest wydawnictwem lepszym niż "The Gift Of Game". Nie ma tutaj też tylu wypełniaczy ile znalazło się na debiucie. Mimo tego formacja rozpadła się niedługo po wydaniu drugiej płyty, dlaczego? Single promujące to wydawnictwo nie osiągnęły nawet namiastki sukcesu, jaki odniósł singiel "Butterfly". Kapela w obliczu porażki po prostu się rozpadła. Poszczególni muzycy porozchodzili się do solowych projektów, albo postanowili szukać szczęścia gdzie indziej (np. Anthony Valli został producentem muzycznym). Szkoda, bo zawartość "Darkhorse" wypada zdecydowanie lepiej niż "The Gift Of Game". 

Największą porażką Crazy Town był sukces ich numeru "Butterfly". Mimo usilnych starań nie potrafili go przebić i polegli. Przegrali przede wszystkim z naciskającą na nich wytwórnią, która wręcz żądała podobnej klasy hitu. I mimo tego, że na "Darkhorse" znajdują się sporo przebojów, to żaden nie dorównał "Butterfly". Czy warto wrócić do drugiego albumu Crazy Town? Zdecydowanie tak. Najjaśniejszymi punktami tego wydawnictwa są numery "Decorated", "Hurt You So Bad", "Drowning", "Change", "Battle Cry" i "Take it to the Bridge", a całkiem nieźle wypada też "Skulls and Stars". Całkiem sporo tych dobrych numerów, więc tym bardziej szkoda, że niedługo po wydaniu "Darkhorse" kapela zakończyła działalność. W kategorii rap rock/nu-metal to naprawdę mocny album.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz